Filmy
  • Wywiady
  • Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek - Gł. Ekonomistka Konfederacji Lewiatan

Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek - Gł. Ekonomistka Konfederacji Lewiatan

Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek
Główna Ekonomistka Konfederacji Lewiatan

Prowadzi Pani badania polskiego rynku. Jak wypadł w nich 2013 rok?
Ogólnie dobrze. Choć początek rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Pierwszy kwartał był słabiutki, drugi trochę lepszy. Dopiero od lipca zaczęło się więcej dziać w naszej gospodarce. Pokazuje to wiele wskaźników, jak chociażby wyhamowanie spadku zatrudnienia czy suma przepływów finansowych. Widać niewielką poprawę. Szacuję, że te minione 12 miesięcy zamkniemy wzrostem około 1,4 – 1,5 procent PKB. Natomiast musimy pamiętać, że w Polsce 60 procent PKB stanowi konsumpcja, czyli popyt wewnętrzny.

Mamy takie powiedzenie: „skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle?”. Owszem są firmy, które zwiększają obroty i zyski, ale wielu Polaków tego wzrostu nie widzi. Wręcz przeciwnie, pytają gdzie są te podwyżki płac, większe zyski...
Istotnie trzeba przyznać, że dobre wskaźniki uśredniają naszą gospodarkę. Ten wzrost nie jest jeszcze tak duży i wyraźny, aby dostrzec go na niemal każdym kroku. Widzimy, że są przedsiębiorstwa, które aktywnie pozyskują zlecenia lub rynki zbytu. Inne, bardziej pasywne, czekają aż ogólna koniunktura się poprawi. To widać także w moich badaniach dotyczących leasingu. Jest on głównym źródłem finansowania dla firm nastawionych na rozwój, czyli wspomniany wzrost udziału w rynku, a także przedsiębiorstw działających na dużych, rozwijających się, rosnących rynkach. Tutaj mamy jeden z głównych czynników wpływających na inwestycje. Takie firmy muszą czynić nowe zakupy, ponieważ wymusza to na nich postęp techniczny, industrializacja, oczekiwania odbiorców. Aby dalej działać z powodzeniem, niezbędne jest stałe podążanie za postępem technicznym.
Co zaś tyczy się tych podwyżek i wysokiej średniej, podawanej przez GUS. Firmy zdobywając pracowników dążą do poprawienia ich umiejętności. Wysyłają swoich ludzi na szkolenia i dbają, aby zdobywali pożyteczne doświadczenie. Takiego dobrego i wyuczonego pracownika nikt nie chce się pozbyć. Nawet w czasie zastoju przedsiębiorca robi wszystko, aby go u siebie zatrzymać. Zna jego umiejętności i kompetencje. Dlatego nie szczędzi mu też podwyżek, gdy to tylko jest możliwe. Zresztą zatrudniając nowego na jego miejsce, też musiałby ponieść dodatkowe koszty na jego wyszkolenie, przyuczenie. To samo przy przejęciu kogoś z innej firmy. Trzeba mu zaproponować lepsze warunki niż u poprzedniego pracodawcy.

W takim razie, czy w 2014 roku ta poprawa ogólnej sytuacji gospodarczej ma szanse stać się „dobrem powszechnym”?
Jestem optymistką. Wyraźne wychodzenie z zapaści w III i IV kwartale 2013 roku będzie kontynuowane. Co prawda uważam, że skłonność do konsumpcji nie wróci do poprzedniego stanu sprzed kryzysu. Jednak powinna się poprawić. Korzystnie odbije się ożywienie w Strefie Euro. Eksport powinien rosnąć. Liczę też na ekspansywne i aktywne firmy, o których wspomniałam wcześniej. One są bardziej dojrzałe biznesowo, nastawione na rozwój, na innowacje. A co za tym idzie, na dalsze inwestycje i ekspansję zewnętrzną. Widać, że wśród takich przedsiębiorstw coraz większą rolę odgrywa także budowanie wizerunku wiarygodnego partnera. Korzystają przy tym z nowoczesnych wzorców prowadzenia biznesu, sięgają po nowe kanały dystrybucji. Co tu dużo mówić, przedsiębiorczości nigdy Polakom nie brakowało, trzeba im tylko dać możliwości jej wykorzystania. A takie warunki rysują się na nadchodzący rok.

Ale żeby nie było tak optymistycznie i kolorowo, proszę powiedzieć, jakie widzi Pani zagrożenia wewnętrzne dla przedstawionego wyżej scenariusza?
Paradoksalnie taką przeszkodą może być niska inflacja

???
Ona powoduje, że ceny stoją praktycznie w miejscu, a nabywcy są niebywale czuli na najmniejsze wahnięcia, szczególnie w górę oczywiście. Natomiast przedsiębiorca, który inwestuje, chciałby zobaczyć jakąś dodatkową premię za poniesione ryzyko. Czyli chociażby większy zysk. Ale żeby go osiągnąć, musiałby nieco podnieść ceny. Po pierwsze, żeby zamortyzować nowy zakup, po drugie żeby właśnie odczuć pozytywny efekt ryzyka. I właśnie ta, zbyt przesadna moim zdaniem, stabilność cen może osłabić chęć przedsiębiorców do inwestowania, którzy nie dostrzegą dużej szansy na tę przyszłą wartość dodaną za poczynione inwestycje.

Ostatnie artykuły