Filmy

Roomsterem do Toskanii

Toskania świetnie nadaje się do caravaningowych wojaży. Znajdzie tu coś dla siebie zarówno miłośnik wędrówek górskich, jak i wylegiwania się na plażach, miłośnik architektury, czy malarstwa, ale również wielbiciel dzikiej przyrody. Nie będzie zawiedziony także smakosz, czy to prostych, czy wyszukanych potraw, jak i szlachetnych win, czy też naturalnej (a nie znanej z hipermarketów) oliwy z oliwek. Jednak zwiedzanie Toskanii samochodem ma swoje plusy i minusy - Włochy są pięknym krajem, ale napotykamy tu pewne trudności związane z ruchem drogowym.

Do Toskanii wybraliśmy się czteroosobową rodziną samochodem Skoda Roomster. Jest to caravaningowe maleństwo, ale doskonale sprawdza się na dalekich trasach, podczas długich "przelotów" z Polski do różnych części Europy, zwłaszcza po świetnych niemieckich autostradach, na których nie ma ograniczeń prędkości. Zapewnia szybki, komfortowy i niemęczący dojazd na miejsce czterech osób z dużym bagażem, składającym się z namiotu, śpiworów, materacy, toreb z ubraniami i odrobiną innego sprzętu. Jedzenia nie ma sensu zabierać ze sobą do Włoch, bo ceny w marketach są zupełnie podobne do naszych.

Kempingi bez kuchni
Z centralnej Polski jedzie się do Włoch dłużej niż z zachodniej, ponieważ trasa wiedzie przez pokaźną część naszego kraju, a nasze drogi pozostawiają wiele do życzenia. Dopiero w Czechach lub Słowacji, wjeżdżamy na autostrady, by w Austrii przekroczyć granicę ze słoneczną Italią. Ponieważ my startowaliśmy z Poznania, kalkulacja czasu i odległości wykazała, że najkrócej czasowo i najekonomiczniej będzie jak najszybciej wyjechać z Polski, by jak najdłużej jechać autostradami. Taki wariant podróży zakładał dojazd do południowej części obwodnicy Berlina. Na skrzyżowaniu Poczdamskim (Potsdamer Kreuz) wjechaliśmy na autostradę nr 9, prowadzącą na południe przez Lipsk, Szwajcarię Frankońską i Norymbergę do Monachium. Na obwodnicy stolicy Bawarii pojawiają się już drogowskazy na Innsbruck i przełęcz Brenner, stanowiąca granicę między Austrią i Włochami.
Z obwodnicy należy zjechać, kierując się na Innsbruck i Salzburg na autostradę nr 8, by w Rosenheim skręcić na południe, na drogę nr 93 do Innsbrucka. W okolicy tego pięknego miasta, przy autostradzie znajduje się wiele kempingów. Jeden z nich - Alpen Camping Mark w miejscowości Weer - sławi się rodzinną atmosferą, bo jest prowadzony przez małżeństwo Erwina i Friedę Mark. Oprócz samego noclegu interesująca jest tu paleta propozycji aktywnego spędzenia czasu na miejscu, co szczególnie dla dzieci ma duże znaczenie. Jest np. basen i możliwość jazdy konnej. Atrakcyjna okazała się również cena – za namiot, 4 osoby, zaparkowanie auta i prąd cena wyniosła na dobę prawie 39 euro (bez prądu - 34 euro). Dojazd z Poznania na miejsce noclegu zajął ok. 9 godzin, od godziny 9.30 do 18.30. W tym czasie pokonaliśmy 1001 km.
In minus zaskoczył mnie na tym i włoskich kempingach brak ogólnodostępnej kuchni z możliwością zagotowania strawy, lodówką, miejscami do umycia naczyń. Wcześniej dość dużo podróżowaliśmy po Skandynawii, gdzie taka kuchnia wyposażona nawet w kuchenkę mikrofalową i garnki jest czymś oczywistym. Kupowanie nawet herbaty w kempingowej restauracji jest nieco kosztowne.
Jednak poza tym nic nie można zarzucić tyrolskim kempingom. Było czysto, schludnie, w nocy cicho, a namiotowe śledzie łatwo wbijały się w pokrytą trawą glebę.

Włoska drogowa gehenna
Następnego dnia naszym celem było wybrzeże liguryjskie, a dokładnie jego kraniec południowy - z Parkiem Narodowym Cinque Terre, położonym kilkanaście kilometrów na pn.-wsch. od miejscowości La Spezia. Do pokonania mieliśmy około 600 km, co szczególnie po miłych doświadczeniach niemieckich dróg wydawało się odległością do pokonania w ciągu dnia. Skorzystałem z "porad" znajomych, którzy wcześniej twierdzili, że jeżdżenie po Włoszech autostradami nie pozwala poznać kraju więc lepiej korzystać z bardziej podrzędnych dróg - i to był błąd.
Wystartowaliśmy o godzinie 9. Sprawnie przejechaliśmy przełęcz Brenner, za co trzeba zapłacić 8 euro. Zgodnie z "dobrymi radami" skręciliśmy w bezpłatną drogę, prowadząca przez Alpy do miejscowości Merano. Niestety trasa wznosi się na wysokość prawie 2100 m n.p.m. na przełęczy Passo Giovo i wiedzie jeszcze nawet daleko za Merano górskimi serpentynami, co sprawiało, że trzeba było mieć "oczy wokół głowy", tym bardziej, że motocykliści i rowerzyści przeciskali się z każdej strony samochodu. Słowem przez większość trasy prędkość nie przekraczała 40 km/h, co wprawiało mnie - kierowcę - w czarną rozpacz.
Kolejnym utrudnieniem jest fatalne oznakowanie włoskich dróg. Tablice informacyjne są małe, niekiedy ledwo widoczne. Kierunkowskazy do poszukiwanych miast pojawiają się, a potem na rozjazdach już ich nie ma. Rzadko podaje się we Włoszech numery dróg na drogowskazach. Najczęściej na drogowskazie jest tylko najbliższa miejscowość, nawet jeżeli jest bardzo mała.
Ponieważ postanowiliśmy po drodze zobaczyć kilka interesujących miejsc, jechaliśmy drogą wzdłuż wschodniego wybrzeża jeziora Garda, zaznaczoną na mapie jako droga widokowa. To był kolejny błąd, tym bardziej, że dojechaliśmy tam w niedzielę późnym popołudniem, kiedy Włosi wracali z weekendowych pobytów na kąpieliskach nad jeziorem. W rezultacie ponad 50 km jechaliśmy około dwie godzin.
Na Nizinie Padańskiej błądziliśmy po fatalnie oznakowanych drogach, kierując się na Parmę. Gdy zaczęło zmierzchać, poddałem się - wjechaliśmy na autostradę A15 i w ciągu godziny pokonaliśmy ponad 100 km - do La Spezii, co kosztowało 11 euro. Tam, jakimś cudem znaleźliśmy w ciemnościach kierunkowskazy do Cinque Terre, dokąd dojeżdża się starą drogą prowadzącą do Genui, wybudowaną zanim powstała autostrada. Wcześniej z trasy zatelefonowałem do obsługi docelowego kempingu - San Michele w miejscowości Levanto. Ustaliliśmy, że zostawią otwarty szlaban, bo o godzinie 23 zamykają wjazd, a obsługa wyjeżdża do domu. Na miejsce dojechaliśmy o godzinie 0.30 – niestety już w poniedziałek. Okazało się ostatecznie, że pokonaliśmy 700 km (a nie jak wskazywało Google Map - 600) w ponad 15 godz. Wyczerpani, w środku nocy rozbiliśmy namiot (pewnie budząc lokatorów okolicznych namiotów), napompowaliśmy materace i położyliśmy się spać.

Pięć Lądów …
… tak bowiem można przetłumaczyć na język polski nazwę Parku Narodowego Cinque Terre, wpisanego na listę UNESCO, ze względu na niezwykłą urodę i spektakularność spotykanych tu krajobrazów. Alpy Apuańskie opadają tu ku Morzu Liguryjskiemu stromymi ścianami i przylądkami, a na tych skałach wciskających się w morze, usadowiło się pięć wsi (stąd nazwa), jakby przylepionych do urwisk. Wszystko to urzeka i zapiera dech w piersiach.
Po dwóch dniach siedzenia w samochodzie, atrakcją jest możliwość zwiedzania tych pięciu perełek pieszo, dojeżdżając na miejsce wyjścia koleją. Z kempingu San Michele idzie się ok. pół godziny oznakowanym szlakiem pieszo do stacji kolejowej, gdzie za kilka euro dla 4-osobowej rodziny kupuje się bilety do najdalej położonej z pięciu wsi – Riomaggiore. Wszystkie one połączone są pieszym szlakiem, wyciętym w nadbrzeżnym klifie, który można pokonać o własnych siłach w 5 godzin, o ile nie robi się przystanków we wsiach i przerw na kąpiel w urokliwych, skalistych zatoczkach. Niestety wstęp na teren parku i na szlak pieszy, którego początkowy etap nazywa się romantycznie Via del Amore, kosztuje dla 4-osobowej rodziny 17 euro. Ścieżka łączy malownicze miejscowości: Riomaggiore, Manarola, Corniglia, Vernanzza i Monterosso. Warto zajrzeć do każdej z nich choć na chwilę, bo czekają tu na ciekawskich wspaniałe motywy fotograficzne, doskonałe lodziarnie, dające ochłodę i fenomenalne, włoskie restauracje z doskonałym jedzeniem. Słowem - Cinque Terre jest doskonałym miejscem na oderwanie się od zmotoryzowanego zwiedzania.

Dwa punkty wypadowe
Samochodowe zwiedzanie Toskanii postanowiliśmy oprzeć na dwóch punktach biwakowych, położonych centralnie w stosunku do jak największej liczby atrakcji turystycznych, by bez zbyt częstego zwijania i rozbijania namiotu, zobaczyć jak najwięcej. Chodziło również o to, by dzieci miały jak najbliżej ciepłe morze, w którym kąpiel ma dla ich wielkie znaczenie. Dlatego następnym miejscem postojowym był kemping Partaccia w okolicy miejscowości Marina di Massa na Toskańskiej Riwierze. Blisko stąd było do Pizy, Lukki i do spektakularnych krajobrazów Alp Apuańskich.
Lukka to starożytne miasto, całkowicie otoczone murami. Stacjonowały tu legiony rzymskie i na ich potrzeby zostało wybudowane. Do dzisiaj zachował się typowy dla koszarowych miast układ ulic: dwóch głównych krzyżujących się pod kątem prostym i kratownica równoległych do nich pomniejszych arterii. Warto zagłębić się w te urocze uliczki, zaułki, podwórka, by w końcu dojść do amfiteatralnego placu centralnego. W mieście imponuje obfitość sklepów najlepszych światowych marek, szczególnie mody.
"Doświadczeni znawcy Włoch" odradzali nam jazdę do Pizy, bo trudno znaleźć miejsce do zaparkowania, a jak już uda się - trzeba daleko iść do Placu Cudów, gdzie znajduje się Krzywa Wieża. Pojechaliśmy i natychmiast znaleźliśmy bezpłatne, wolne miejsce parkingowe tuż koło tego najciekawszego miejsca miasta.
Upały nie pozwalały na piesze wycieczki po Alpach Apuańskich. Można było natomiast zwiedzić samochodem np. znajdujące się koło Carrary słynne kamieniołomy marmuru, eksploatowane od czasów rzymskich, a z kolei sam Michał Anioł osobiście dozorował wydobycie bloków skalnych na potrzeby jego rzeźb.
Kolejny punkt wypadowy naszej wycieczki znajdował się koło Arezzo, tuż przy drodze nr 71, która jest oznaczona jako Strada del Vino (Droga Wina). Wokół winnice, piwnice, gdzie składowane jest i sprzedawane wino. Nie brakuje gajów oliwnych i tłoczni oliwy. Teraz wiemy już jak smakuje prawdziwa oliwa - nie ta sklepowa. Niedaleko było stąd do Chianti i takich perełek architektonicznych jak San Gimignano, Montepulciano, czy Cortona. Z subiektywnego punktu widzenia szczególnie mogę polecić pierwszą i ostatnią z wymienionych miejscowości, których kamienne, średniowieczne centrum zamknięte w murach obronnych, jest żywcem wzięte ze średniowiecza. Montepulciano słynie z wina uznawanego za najlepsze w Toskani - Nobile de Montepulciano.
Poza tym z okolic Arezzo niedaleko do wielkich miast regionu, rywalizujących wieki temu o prymat jego stolicy - Florencji i Sieny. Warto wstąpić do łatwo dostępnego bezpłatnymi autostradami Asyżu.
Powrót postanowiliśmy odbyć autostradami, czego nie żałowaliśmy. Są one płatne, ale nie jak u nas, trzeba się zatrzymywać co kilkadziesiąt kilometrów i płacić. Płaci się tylko przy wjeździe i zjeździe. Około 600-kilometrowy przejazd z Arezzo do granicy z Austrią na przełęczy Brenner kosztował 33 euro plus kolejne 8 euro za przełęcz.
Tu spotkało nas zaskoczenie. Tym razem klimatyczne. Już wcześniej wiedziałem, że Brenner leży w głównym grzbiecie Alp, stanowiącym niegdyś granicę między Cesarstwem Rzymskim i ziemiami barbarzyńskimi, ale nie sądziłem, że jest to tak wyraźna bariera klimatyczna. 50 do 100 km na południe od Brenner temperatury wynosiły ok. 35 st. C., a na przełęczy … 8. Potem nagle pojawiły się brunatne chmury, deszcz i 12 st. C. na kempingu w Weer. Potem deszczowa noc pod namiotem i droga powrotna do polski po komfortowych niemieckich autostradach … bez ograniczeń prędkości.


Tekst i fot.: Marek Loos







Skoda Roomster
Po Toskanii jeździliśmy Roomsterem 1,6 TDI CR DPF o mocy 105 KM. Ten dieslowski silnik został wyciszony do tego stopnia, że trudno rozróżnić jego pracę od benzynowej jednostki napędowej. Taka moc wystarczy, by z dynamicznym przyspieszeniem, bezpiecznie wyprzedzać, nawet z dużym obciążeniem. Ważna w dalekich podróżach jest odległość jaką można przejechać na zatankowanym do pełna baku. Ekonomicznie prowadzony Roomster posiada zasięg nawet 1150 km, pod warunkiem, że nie przekraczamy na autostradach prędkości 130 km/h. Powyżej zasięg maleje. Przy prędkości ekonomicznej zużycie oleju napędowego na 100 km spada nawet do nieco ponad 4 l. Po dalszym nadepnięciu na pedał gazu, zużycie wzrasta przy ok. 180 km/h do 6,8 l/100 km.
Dla wygody podróży wakacyjnych ważne są różnego rodzaju uchwyty, zagłębienia i schowki, pozwalające na stabilne umieszczenie butelki z napojem, płyt CD, czy innych sprzętów umilających jazdę. Dolny schowek przed pasażerem z przodu ma możliwość chłodzenia przedmiotów w nim umieszczanych.
Roomster słynie ze swojej wielofunkcyjności za sprawą wysokiej i obszernej, tylnej części, włącznie z bagażnikiem. Położenie niezależnych tylnych foteli można dowolnie aranżować, a po wyjęciu środkowego - obracać, przesuwać itp. Natomiast po położeniu oparcia środkowego fotela uzyskujemy, miękko obity stolik z zagłębieniami na butelki. Zupełne wyjęcie tylnych foteli, zamienia Roomstera niemal w pojazd dostawczy dla dwóch osób i ogromnego bagażu.
Miło zaskoczył mnie techniczny szczegół - Hill Holder - system likwidujący cofanie podczas startowania na podjazdach. Przez ok. 3 sekundy po puszczeniu hamulca nie pozwala on na jazdę do tyłu. To doskonałe rozwiązanie na górskich, włoskich drogach, gdzie startowanie na podjazdach to codzienność.
W śródziemnomorskich upałach szczególnie ważna jest sprawna klimatyzacja. Ta również świetnie się sprawdziła w Roomsterze. Nieraz przebywanie w chłodnym samochodzie, było przyjemniejszą alternatywą niż nawet zacienione włoskie kempingi.
Skoda Roomster dała możliwość komfortowego spędzenia podróży, liczącej kilka tysięcy kilometrów naszej czteroosobowej rodzinie, składającej się z dwojga dorosłych i dwojga nastolatków. Zamiast męczyć się podróżą podziwialiśmy malownicze okolice.

Ostatnie artykuły